Mężczyzna trzyma przed sobą otwartą księgę. Na niej wyświetla się projekcja - abstrakcyjna grafika, fioletowo niebieski gradient

Księgi

Komuna//Warszawa


Niektóre opowieści muszą być opowiedziane.
Czasami jest to ich jedyny sens:
żeby były opowiedziane
żeby były usłyszane

1. „Księga wynalazcy”

Ta opowieść powstała z myślenia o ciągle nowych opowieściach, nowych filmach i muzykach. Że cieszą nas rzeczy nowe, odkrywane, nieznane. I bardzo często czujemy, że żyjemy naprawdę, kiedy nowe myśli nazywają nowe uczucia i nowe światy. Ta historia wzięła się z przekonania, że zmiana jest częścią życia, a nie ludzkiego wyboru. Nowe jest jedyne. jedyne dobre. Nowe jest najważniejsze.

r.b.f. był ostatnią szansą świata na szczęśliwe zakończenie. Odkrył Ziemię jako Statek Kosmiczny – zintegrowaną, złożoną strukturę wymagającą opieki i poszanowania. Tej wizji podporządkował swoje architektoniczne i społeczne idee. Budował rajskie ogrody i namawiał do nieustającego działania na rzecz pokojowej zmiany poprzez doskonalenie technicznych możliwości człowieka. Na jego grobie widnieje sentencja Call me Trim Tab – uważał, że tak jak wielkim okrętem kieruje mały ster, tak duża liczba małych wysiłków wielu ludzi może skierować Ludzkość ku lepszej przyszłości.

Richard Buckminster Fuller
(1895-1983)

2. „Księga podpalacza”
Ta opowieść wzięła się z patrzenia w wodę, leżenia na trawie i nie-wychodzenia z domu, bo tak właśnie jest najlepiej. Bardzo rzadko czas się zatrzymuje. Następuje moment perfekcji. Jeśli się tę chwilę dostrzeże, chce się w niej być już zawsze. W tej właśnie chwili. Potem czas znów rusza i jest jak zawsze. Ta opowieść to zatrzymanie: już tylko odpoczywać, oddychać-słuchać tego samego bez końca. Bez zmian.

Yongle z dynastii Ming był ostatnią szansą świata na szczęśliwe zakończenie. Podobnie jak r.b.f. dużo myślał o statkach i ich wpływie na możliwe dzieje świata. Dlatego spalił swoją flotę. Sądził, że gdyby ludzie pozostali w swoich wioskach, nie byłoby wojen i oszustw w systemie bankowości. Teraz jest już za późno. Ktoś wykradł tajemnicę kompasu i przepłynął ocean. Bańka hipoteczna i kult nowości sprawiają, że nic już nie jest i nie będzie takie jak kiedyś.
Cesarz Yongle, Dynastia Ming
(1360-1424)

3. „Księga ogrodu”
Ta opowieść powstała w czasie szukania miejsca Pomiędzy. Na legenwiese w parku obok schloss charlottenburg w berlinie i chrystal palace park w londynie. Wszystko jest tu Naturą, ale nic nie jest naturalne. Na chwilę można tu wejść i być. Bramy się czasem zamykają na noc, więc trzeba uważać. Trzeba też uważać na złodziei, psie kupy i rakiety. Nic nie jest doskonałe. Zwłaszcza miejsce i czas Pomiędzy.

Ogrody są ostatnią szansą świata na szczęśliwe zakończenie. To miejsce pomiędzy śniadaniem i kolacją. W ogrodzie można np. pomyśleć, że technika sprawia, że zaprzyjaźniamy się z Przyrodą, albo że podróże są przyjemne i czasem przynoszą ważne odkrycia, albo że nie można ani w lewo, ani w prawo, i nie można wrócić na drzewo, albo że lepiej mniej itd. Tak czy siak, ogrody uprawiają Mądrzy Ogrodnicy: wiedzą, kiedy sadzić kwiaty, a kiedy pomidory. A najlepsi ogrodnicy czasem zaniedbują swoje obowiązki i spoglądają w niebo.
Z Księgi Małp w Kosmosie
(już niebawem)

Zdjęcia

Mikołaj Kuraś

O spektaklu

Komuna. Księgi. Po utopii

Upadłe utopie – wygląda na to, że to ulubiony temat komuny//warszawa. Dotąd, jeszcze pod szyldem Komuny Otwock, grupa ze szczególną uwagą tropiła los najważniejszych utopii nowoczesności. Przywoływała Waltera Gropiusa, który śnił o świecie doskonale zaprojektowanym, jednak ostatecznie przegrał w starciu z kapitałem; cytowała teorie Zygmunta Baumana łączącego Holocaust z nowoczesną ideą porządku; przedrzeźniała członków Frakcji Czerwonej Armii, których nowoczesne marzenie o równości doprowadziło do skrajnej przemocy. Za każdym razem utopia ujawniała w przedstawieniach Komuny swoją mroczną stronę, była nicowana, wywracana na lewą stronę, za każdym razem idealny społeczny projekt ponosił w nich porażkę w starciu z praktyką.

W „Księgach” punkt wyjścia jest niemal identyczny. Na bohatera pierwszej części spektaklu zespół wybiera Buckminstera Fullera, być może ostatniego wizjonera ery nowoczesnej, architekta, filozofa, wyznawcę teorii radykalnej, permanentnej zmiany. To Fuller mówił o sobie: „Nie jestem rzeczownikiem, chcę być czasownikiem” – co znaczyło: „Chcę zmieniać się tak, jak zmienia się świat wokół mnie, chcę być równie niestały, otwarty na przeobrażenie, bo proces jest zawsze ważniejszy, ciekawszy od jego owoców”. W tym miejscu Fuller idealnie wpisywał się w mitologię nowoczesności – dla nowoczesności pojęcie zmiany było wszak pojęciem centralnym, definiującym. Skądinąd znamienne, że gdy kilkanaście miesięcy temu przygotowywaliśmy książkę, która miała podsumować 20 lat Komuny Otwock, właśnie zmianie poświęciliśmy główny rozdział. Jedna z autorek pisała wówczas (przywołując Marksa): „»Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu« i »wszystko, co święte, ulega profanacji« – to dwa zdania, z których można wysnuć wszystkie sensowniejsze koncepcje nowożytności”. W nowoczesności wszystko, co stałe, miało zostać zburzone czy przemienione, podważone w imię świetlanej przyszłości. Fuller był na pewno jednym z najbardziej oddanych proroków podobnego myślenia.

Dzisiaj komuna//warszawa wystawia mu rachunek. Ocena może nie jest równie surowa, jak w przypadku Gropiusa czy terrorystów z RAF, lecz co najmniej gorzka. Bo gdzie jest obiecywany przez Fullera świat technologicznego szczęścia? Czy Statek Kosmiczny Ziemia dzięki wynalazkom Buckminstera rzeczywiście zmierza w dobrą stronę? No i co z kosztami całego zamieszania? Co z rozbitą rodziną? Co z próbami samobójczymi? Komuna znów – jak w przedstawieniach o Gropiusie i J.S. Millu – zestawia teorie bohatera z jego doświadczeniem życiowym. I z tego zestawienia znów nie wynika nic budującego. Utopia chwieje się zatem i upada na naszych oczach. Nowoczesność po raz kolejny nie spełnia swoich obietnic, okazuje się rozczarowaniem.

Tyle że tym razem nie tylko nowoczesność. Druga część spektaklu to opowieść o chińskim cesarzu Yongle z Dynastii Ming, który wybudował potężną flotę zdolną do podboju bodaj całego świata. Yongle mógł zmienić wszystko, a nie zmienił niczego. Nikomu nie wypowiedział wojny, jego flota zawiozła wyłącznie podarunki innym władcom i szybko została spalona. „Najwyższym pragnieniem jest zatrzymać się i słuchać jak stygnące powietrze ociera się o mury Zakazanego Miasta” – słyszymy w „Księgach”. W jakimś wymiarze to skrót tego, co możemy myśleć o epoce przednowoczesnej – statycznej, skupionej na podtrzymywaniu status quo. Yongle chciałby, by historia się zakończyła. Nawet więcej – jest przekonany, że ów koniec właśnie obserwuje. Komuna nie wypomina mu tej naiwności. Atak zespołu zmierza w innym kierunku: ku wątpliwościom podpowiadającym, że wstrzemięźliwość Yongle to w gruncie rzeczy eskapizm, niemożliwe do utrzymania wycofanie, ucieczka od świata. Czyli ponownie niespełnialna utopia.

Innymi słowy: ani radykalna zmiana, ani radykalne jej odrzucenie. Komuna z nieufnością obserwuje obie możliwości. I w trzeciej części nowego przedstawienia przestaje zajmować się utopiami, a zaczyna diagnozować własne otoczenie. Trafiamy do pięknego ogrodu, choć szybko okazuje się, że to raczej zoo z zielonym wybiegiem dla tresowanych małp. Niby jest przyjemnie: można poczytać, można cieszyć się widokami. Jedyne, co niepokoi, to nieustanna obecność tresera, która podpowiada, że z tego ogrodu nie ma ucieczki. To nasz świat? Świat drobnych przyjemności doświadczanych pod ścisłą kontrolą? Komuna niekoniecznie sugeruje takie, nieco wytarte wyobrażenia. Bo jest w „Księgach” również scena ostatnia, w której okazuje się, iż treserowi można przynajmniej na chwilę przysłonić oczy i zabrać się za działania w oczywisty sposób pożyteczne. Wtedy ów represyjny ogród przeobrazi się w miejsce prawdziwej uprawy, samodzielnej pracy, może nawet spełnienia.

Księgi, czasem po prostu książki, pojawiały się we wcześniejszych pracach Komuny wielokrotnie. Zwykle kazały myśleć o wiedzy książkowej, teoretycznej, jakoś pustej, przeciwstawianej praktyce, działaniu. Ów motyw wraca w „Księgach”. Zresztą całe przedstawienie pod względem stylistycznym znów konstruowane jest na identycznej opozycji: między mówieniem a działaniem, między teorią a praktyką (tak jak w poprzednich spektaklach aktorzy jedno robią, a co innego mówią, między tymi dwoma sferami nie ma czytelnych relacji). Jednak ostatnia scena i w tej kwestii wydaje się jakimś przedefiniowaniem: aktorzy sadzą nowe uprawy na swoim polu, biorąc wyrwane z ksiąg kartki za rodzaj narzędzia, podręcznej pomocy. W efekcie teoria wspiera praktykę, dwa przeciwieństwa w końcu się łączą. Ładny obraz. Choć czy nie zanadto utopijny?

– Tomasz Plata

„Księgi”, Paweł Soszyński w „Dwutygodniku”

Scroll to Top